January 12, 2014
11 stycznia w dzień szabatu w krakowskim Kijowie Kayah jeszcze raz udowodniła, że jest stworzona do etnicznego repertuaru. Wiedziałam, że koncert z orientalną orkiestrą na żywo musi się udać, ale trochę obawiałam się też kolejnej przewidywalnej wersji Hava Nagili i innych znanych już na pamięć pieśni żydowskich. Nie spodziewałam się za to, że część z nich usłyszę w wersji karnawałowej i klubowej, z trenerskim gwizdkiem i bębnami. Nowoczesne, dynamiczne brzmienia połączone z żywiołowością charakterystyczną dla tego kręgu kulturowego rozłożyły widownię na łopatki, porywając ją jednocześnie z foteli :). Maciek mówi, że za dużo hopsa-hopsa; dla mnie, natomiast, proporcje sefardyjskiej euforii do nostalgii i powojennej refleksji były idealne. Ladino, jidysz, arabski, hebrajski, macedoński – niski, głęboki i egzotyczny głos Kayah wypada w tych językach bezkonkurencyjnie. Okazuje się również, że od kilkunastu lat nie boi się występować w towarzystwie innej artystki o porównywalnym temperamencie i możliwościach wokalnych. Skład Kayah dobiera sobie świetny i międzynarodowy, a sama na scenie wypada naturalnie i autentycznie. W najbardziej rozbrajający sposób na świecie przyznała się do towarzyszącej jej, mimo wielu lat doświadczenia, ogromnej tremy. Ja osobiście od pewnego czasu boję się, że liczba operacji plastycznych jakie funduje swojej twarzy zacznie wpływać na jej emisję głosu. Za każdym razem pytam: po co ona sobie to robi, dlaczego chowa się za maską? Na żywo okazało się, że potrafi być sobą. I chwyta za dusze.
© 2025 From one place to another | Theme by Eleven Themes
Leave a Comment